3 lis 2023

Cherubin CD Orion

  - Skoro już zostaliśmy sami, czas byś poznał prawdę o istocie, która tak cię nęka. - rzekła zakapturzona kobieta. 
Gdy tylko oddaliłem się od chłopaka, poczułem chłód na karku, oraz ponownie zacząłem słyszeć ten jakże nieznośny dźwięk. To nie był głos ani pisk, bardziej takie przerażająco upiorny zgrzyt, jakby ktoś przejeżdżał paznokciami po tablicy, albo chodził po starej drewnianej podłodze strychu. Oprócz tego pojawiał się też szept jakby powtarzana mantra. Ignorowanie weszło mi w krew, dlatego też było to łatwe, ale odchodziło pod irytację. Dlatego też wolałem jak najszybciej znaleźć się u boku swojego partnera. Przy nim wszystko, co uciążliwe cichnie.
  - Twoją klątwę można zdjąć. - rzedła na nowo kobieta.
Wiedziałem, że to nie jest żaden pech, czy kara. Jednakże zdjęcie klątwy może być powiązane z pewnymi elementami, które sprawią, że osobą, którą się jest, przestanie istnieć. Albo, że nawet taka istota zostanie zabita. Mam elementy, które utrzymują to coś w uśpieniu, albo na tyle jest to znośne, że nie ma co się przejmować. Jednakże głos dziewczyny się zmienił.
  - Myślisz, że pozbycie się mnie, ci się uda. Twoja maskotka może stać się moim następnym celem. - rzekła istota z ciała ów wróżki.
Westchnąłem i podniosłem się, by wyszeptać parę słów. Cóż po tym wydarzeniu wyszedłem z namiotu i skierowałem się do swojego partnera.
Choć gdybym tylko mógł. Zabiłbym, ów kobietę, gdyż była ona bardzo zbliżona, do tej istoty co mnie dręczy, nawet jej dotyk był lodowaty.
  - Może to nie była jakoś standardowe wróżenie, jedynie dowiedziałem się, że zostałem przeklęty od narodzin. Może następnym razem opowiem ci więcej, jeśli będziesz, miał pytania. - odezwałem się, odpowiadając chłopakowi na pytanie.
Nie dałem mu jednak dojść do słowa. To nie tak, że nie chciałem jego odpowiedzi. Zwyczajnie wiedziałem, że może się nam zejść i nie zdążymy zwiedzać. Zawsze możemy do tego wrócić, gdy będziemy sami. Może nawet zapomni o tym.
Skradnięcie całusa było lepszym pomysłem. Gdyż chciałem poczuć jego miękkie wargi na swoich. Jego ciepło dłoni zaplątanej z moją. Gdy są takie momenty, mogę dostrzec jego przyspieszony oddech, albo zmianę w nim, jednakowo w oddechu czy oczach nawet jakby chciał coś ukryć to nie przede mną. Ja jednak ukrywam naprawdę wiele. Odrzućmy to na później.
Następnym przystankiem będzie zamek.
Gdy tylko poczułem jego ciepło, bliskość.. Ulga i jakiejś takie poczucie bezpieczeństwa się pojawiło, co polepszyło mój humor i ogólnie nabrałem sił. Gdybym mógł to już, bym go nie puścił.


Orion?
Sorki, że tak długo się zeszło.

26 paź 2023

Vivi CD Riddle&Robin

Gdy tylko pojawił się ogromny pies, wszystkie ogony kitsune od razu się napuszyły, a on sam wydał z siebie ciche syknięcie. Jego rodzaj nigdy się nie dogadywał z psami, to one zawsze jakoś potrafiły zniweczyć wszelkie próby skradzenia ludzkiej energii. Przy nich żaden nie potrafił na długo zachować ludzkiego przebrania.
Vivi jedynie cicho warknął pod nosem. Naprawdę, żeby się do takiego czegoś posunąć Riddle... Perfidne oraz nikczemne zarazem. Chwycił Robina za kołnierz, zatrzymując go w biegu. Po czym wyciągnął rękę po płaczącego niemowlaka.
- Oddaj mi go...
- C...co? A...ale... - spojrzał na lisiego demona z przerażeniem.
- No już, oddaj, jak mówię. - warknął, może odrobinę zbyt agresywnie jak ma swój gust.
Chłopak pokornie wtedy też wręczył mu niemowlę, które Vivi jedynie obrzucił niezadowolonym spojrzeniem. Na szczęście, czy też może nieszczęście lisa, psy mają przecież niesamowity zmysł węchu. Nawet w amoku, ten wielki kanapowiec rozpozna zapach własnego szczeniaka... Przynajmniej... Taki był zamysł na to, by go, chociaż odrobinę uspokoić. Wziął głęboki oddech, wykonując parę kroków w stronę przerośniętego psiaka, w tym samym czasie też wyciągając dziecko w jego stronę.
Shu, czy cokolwiek teraz to było, na początku mimo wszystko warczał, pokazując rzędy perlistych szpileczek, jednak z czasem warknięcia zaczęły milknąć. Najwyraźniej Yuki i jego uradowane piski oraz wyciąganie rączek w stronę szpica, wywołało pożądany efekt.
Vivi odetchnął dość głośno, gdy wielki Shu zaczął machać ogonem i obwąchiwać bobasa.
- Świetnie... To może teraz zrobimy tak... - mówiąc to, chwycił dziecko jedną ręką, drugą wyciągając w stronę psa. Ciężko było mu ukryć lekkie jej drżenie, jednak gdy w końcu dotknął jednej z jego łap, bestyjka zaczęła się gwałtownie kurczyć do swych przyzwoitych rozmiarów.
Widząc, że Shu wrócił do normy rudzielec, który według lisa nie przydał się w ogóle i chyba usiłował dorównać inteligencją kamieniowi, podbiegł do nich.
- Co to było... Zresztą nieważne. - wręcz wyrwał Viviemu dziecko z rąk. - Więcej mi się do nich nie zbliżaj... - warknął w stronę bruneta, kucając przy psie i czule go głaszcząc. - Żadne z was... - mówiąc to jego, wzrok przeniósł się na wciąż dygoczącego Robina.
- Oczywiście, mi to też będzie na rękę, magiku. - mruknął lekarz z pogardą, odwracając się przy tym w stronę podopiecznego. - Chodźmy już, mam do ciebie parę pytań.
Mówiąc to, nie zaczekał nawet na chłopaka, a ruszył do swojej przyczepy, zamyślony przy tym przeczesując jeden z ogonów. To wszystko wydawało mu się co najmniej dziwne... Bo niby czemu, ktoś, kto tyle czasu spędzał ze zwierzętami, miałby zasłużyć na agresje tego wielkiego kanapowca. Nawet ten ich bachor był spokojniejszy na rękach Viviego niż u Robina. Będąc całkowicie szczerym, już wcześniej coś mu nie grało a te podejrzenia, zamiast zanikać, rosły z dnia na dzień.
Gdy ciemnoskóry chłopak wszedł już do środka, lis zatrzasnął za nim drzwi, nachylając się do niego i kładąc po sobie uszy.
- Robin... Jak do tego doszło? - zapytał, a z jego tonu dało się czuć chłód.
- N...no... Sam nie wiem, byłem u Shu i... T...to się stało tak nagle... N...no i wydawało mi się, że chciał mnie rozszarpać...
Brunet jedynie lekko skinął głową.
- Rozszarpać mówisz, wiesz, od kiedy wróciłeś... sam nie wiem jak ci to powiedzieć. To tak jakby każde zwierze trzymało do ciebie dystans... Nie sądzisz, że to dziwne?
- N...nie wiem — odparł, cofając się o krok.
- Jakby tam o tym pomyśleć to nie trzyma się to całości, nie sądzisz? - Vivi przechylił głowę, postępując krok za chłopcem. - Powiedz mi, kim ty tak naprawdę jesteś? - na twarzy bruneta wykwitł uśmiech, a jego zwykle brązowe oczy rozpalił bursztynowy blask.
Chłopiec, do którego się nachylał, o mały włos, nie przewrócił stojącej za nim szafki podczas panicznej próby odsunięcia się.
- Spokojnie, zapytam jeszcze raz. Kim ty tak naprawdę jesteś. - jego palce przypominały szpony, które akurat dopadły ramienia Robina, zatapiając się w nie.
Wraz z cichym okrzykiem bólu istota, która chwile temu wyglądała jak Robin, zaczęła się kurczyć i tracić formę aż w ręce lisa został tylko drobny czarny diablik, nie większy od domowego kota.
- Od razu lepiej — prychnął lis zdegustowany. - Podłe diablę...
- B...błagam, proszę mnie nie k...krzywdzić! J...ja nie chciałem! To...to wszystko omyłka!
Vivi zastrzygł jednym uchem, słysząc słowa istotki.
- Zastanowię się, czy cię zostawię przy życiu... Tylko najpierw chciałbym wiedzieć, gdzie jest twój pan. - wycedził, mocniej zaciskając dłoń na diablęciu.

( łuuuu! Robin? Riddle? Happy ALMOST Halloween )

15 paź 2023

Orion CD Cherubin

Młodociany ja w takim miejscu wybawiłby się tego jednego wieczoru za wszystkie czasy. Już nie wspominając o chorych ilościach cukru, jakie bym w siebie wtedy wepchał. Wszystkie rzeczy, które mijaliśmy na straganach, przyciągały mnie swoim bardzo klimatycznym wyglądem czy nawet samym zapachem. Za to niektóre kolejki skutecznie hamowały mój zapał.
Ten nieco młodszy od obecnego mnie z pewnością już gdzieś by się wkręcił i nie zwracał za bardzo uwagi na magiczny klimat tej nocy. Ba, najmniej by mnie to wtedy obchodziło. Życzyłbym wszystkim zdrowia i z rana leczył kaca, nie mając nawet czym zapłacić za wszystkie wzięte kolejki. To był dopiero szalony moment w moim życiu, gdzie chciałem poczuć nowo nabytą wolność. Nikt wtedy nie miał prawa mnie w niczym stopować. Mogłem robić, co tylko chciałem.
Obecnie za to myślę, że udało mi się znaleźć w tym wszystkim jakiś złoty środek i nie przesadzać za bardzo w żadną ze stron. Staram się chociaż trochę wykazywać jakąkolwiek odpowiedzialnością.
- Heh, na to liczę najbardziej. - przyznałem, nie kryjąc swojego zadowolenia. - Liczę też na inne rzeczy, ale to w swoim czasie. - dodałem rozbawiony, już wymijając jakieś zgrupowanie ludzi. Cały czas też pilnowałem czy Cherubin jest gdzieś w pobliżu. Głupio byłoby się nawzajem zgubić, a w niektórych miejscach ludzie się wręcz kotłowali, a my musieliśmy i tak jakoś przejść. Jak zawsze największą rzeszę fanów zbierały pokazy magiczne i muzyczne. Dużym zainteresowaniem również poza atrakcjami dla dzieci, były wróżki, które co rusz nakłaniały przechodniów do zatrzymania się i zajrzenia do ich magicznego namiotu. Tarot, wróżenie z ręki albo sprzedaż różnych amuletów i talizmanów — nic czego bym nie znał osobiście tak naprawdę. Nie ma to jak podawać się za nie wiadomo jakiego eksperta i udawać kogoś o wiele mądrzejszego, niż się naprawdę jest. Nie ma to jak używać zabawnych i wyszukanych słów, by tylko ogłupić osobę, która się na danym temacie nie zna. Mimo to starałem się ignorować takich ludzi i unikanie kontaktu wzrokowego w tym wypadku się wybitnie przydaje i przede wszystkim działa. Oczywiście nie mogłem tak w nieskończoność. To specyficzna noc i naprawdę wiele ludzi zwietrzyło w tym łatwy biznes.
- Przepraszam. - usłyszałem za sobą jakiś kobiecy głos, a gdy tylko spojrzałem za siebie, zauważyłem, że wróżka zdecydowała się zatrzymać Cherubina. Oglądała jego dłoń zafascynowanym wzrokiem. - O, widzę tutaj bardzo dużo interesujących rzeczy. Może wywróżyć coś panu? Znam się na tym. - zapewniła z uśmiechem. Brawa dla niej, ja bym się nigdy nie odważył wróżenia z dłoni. Chiromancja zupełnie na tym nie polega. Może i dałoby się na jej podstawie prognozować na przykład jakieś predyspozycje. Chociażby czy dana osoba mogłaby zrobić karierę w dziedzinie, która ją interesuje, ale żeby bawić się we wróżenie? Wolałem to zostawić bez komentarza, ale i tak siłą rzeczy postanowiłem się wtrącić.
- Podziękujemy. Mamy plany i trochę nam się śpieszy. - wyjaśniłem, zasłaniając dłoń chłopaka i też trochę bardziej przed nim się zatrzymując, zasłaniając go częściowo. Kobieta nie wyglądała na zadowoloną moją obecnością. Była ogólnie jakaś dziwna. Piękne delikatne rysy twarzy, długie czarne loki, wychodzące spod ciemnego kaptura. Do tego dosyć kuszący strój i hipnotyzujący wzrok, na którego pewnie łapie przechodzących panów. Była też stosunkowo dosyć młoda, a mimo to coś mi w niej nie pasowało.
- Nie wydaje mi się, żebym rozmawiała z panem. - od razu zdecydowanym ruchem wręcz sama mnie odsunęła na bok. Nie stawiałem też wielkiego oporu, nie zamierzałem się z babką przegadywać. - Także zapraszam do mojego namiotu. Tam nie ma takiego hałasu, moglibyśmy porozmawiać, a proszę mi uwierzyć, jest o czym. - ciągnęła dalej ten temat. - Oczywiście pierwsza wizyta nieodpłatnie. - dodała i przynajmniej dzięki temu stałem się bardziej spokojny. Cherubin z początku nie wyglądał na za bardzo zainteresowanego, ale pod naciskiem kobiety w końcu się zgodził. Sam też już odpuściłem i po prostu z założonymi poszedłem za nimi. Nie myślałem nad tym za bardzo i oczywiście na wejściu do namiotu zostałem już przez kobietę zatrzymany. Skończyło się na tym, że kręciłem się w pobliżu, czekając, aż Cherubin wyjdzie. Nie szukałem sobie za bardzo zajęcia, nie chciałem też za daleko odchodzić i tylko czekałem, aż wyjdzie. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem, jak długo to potrwa. Finalnie usiadłem na krawężniku, obserwując namiot tamtej wróżki. Nie wyróżniał się szczególnie na tle innych, które już mijaliśmy, ale kobieta zdecydowanie bardziej zwracała na siebie uwagę, niż inne wróżki. Ciekawiło mnie, co takiego mogłaby mu nagadać i nawet przez pewien moment nawet zdecydowałem się nad tym zastanowić. Niestety szybko dotarło do mnie, że ktoś chcący wróżyć z dłoni raczej nie powie nic sensownego drugiej osobie. Miałem też nadzieję, że Cherubin nie weźmie na poważnie wszystkiego, co ta mu przedstawiała. To w większości czysta manipulacja i naciąganie. Nic więcej. Nie wierzę, że mogłaby to być prawdziwa wróżka.
Po paru dłużących się chwilach w końcu zauważyłem wychodzącego Cherubina. Minę miał dosyć normalną. Nie jakąś wielce smutną ani przepełnioną chwilową euforią. Szukał mnie wzrokiem i gdy już mnie znalazł, oczywiście podszedł do mnie, a ja wstałem z miejsca, otrzepując swoje spodnie.
- I jak było? - spytałem z czystej ciekawości. Może byłby skłonny mi coś zdradzić? Choć na ogół większość wróżek zakazuje omawiania tego, co zostało przez nie przepowiedziane z osobami trzecimi. Mówi się trudno. Nie oczekiwałem i tak za dużo informacji. Od razu też złapałem go za rękę i przy okazji rozmowy, chciałem już się z nim już kierować w stronę zamku. Naprawdę nie mogłem się go doczekać.

(Cherubin~?)

10 wrz 2023

Cherubin CD Orion

Cofnijmy się nieco w czasie. Gdyż takie dnie przywołują pewne wspomnienia, o których lepiej jest zapomnieć, a może i nawet wymazać je. Tak jakby nigdy one nie miały miejsca albo nigdy się na coś takiego nie natknęło. Moo miał wówczas może około dziewięciu może dziesięciu lat. W tym dniu słońce było wysoko na nieboskłonie, chmury białe i miękkie jak wata cukrowa, a tak przynajmniej się o nich mówiono. Już w tym wieku był zagorzałym fanem książek, a nawet wielokrotnie powtarzał, że będzie pisarzem. Często przesiadywał w gabinecie przepełnionym książkami, powieściami, wierszami czy innymi poematami. Było to miejsce, w którym nie musiał się ograniczać, jedynie czasem trzeba było go upominać, że pora na posiłek, albo zwyczajne wyjście na świeże powietrze. Zamiłowanie do książek jednak wzięło się od jego mentora. Doprawdy dostojnej i wspaniałej osoby. To temat na inne wspomnienia, a może i opowieść.
Powróćmy do tego słonecznego, ciepłego dnia. Jego młodsze rodzeństwo spędzało czas, w ogrodzie, albo zwyczajnie siedzieli w salonie, popijając mrożoną herbatę zrobioną przez rodzicielkę. Wszystko mogłoby się wydawać piękne, ładne jak z obrazka. Nic jednak bardziej mylnego. Moo odkrył coś poprzedniego dnia, a może nawet się zapędził. Zobaczył coś, czego nie powinien. Istotę, która przypominała zjawę, była uwięziona w kajdanach. Czasem przyjmowała ludzką formę, ale to tylko wtedy gdy była karmiona świeżą krwią. Doprawdy niecodzienny widok i przerażający, tak jakby była to istota doprawdy magiczna i głęboko przebijająca do samych kości i jeszcze głębiej swoją przerażająca aura.
Zaciekawiony podchodził i obserwował, gdy istota była sama. Tego się jednak nikt nie mógłby spodziewać, że ów zjawa odciśnie piętno na chłopcu, który poprzez różne sytuacje narodził się na nowo jako ktoś nowy, ale jednocześnie pozostanie taki sam...

***

Być blisko osoby, która przebudziła w twym sercu coś, co zostało od dawna zapomniane, było niespodziewane i dziwne. Gdyż można określić to jak nieopisane uczucia zarówno ciepła, jak i czegoś doprawdy przerażającego. Starał się nie myśleć o tym za wiele, ale też nie mógł pozostać bez zmian. Pojawiła się zjawa, która dręczyła go od lat. Tak jakby sam sobie na to zasłużył, a może i sam sobie to zrobił. Jest też i tak opcja, że to właśnie sam Cherubin to sobie zrobił.
Po odetchnięciu i odrzuceniu od siebie wszystkich myśli, starał się skupić na swoim partnerze i na tym, by móc się dobrze bawić. Starał się nie zwracać uwagi na żadne rozpraszacze, gdyż były one jedynie problemem. Dlatego tez ruszył po stoiskach. Od jednego do drugiego. Tyle pyszności, ale jednocześnie bliskość partnera zapewniała go w tym przekonaniu, że nie pozostanie sam.
  - Gdy nie pozwolą zwiedzać zamku, możemy się wymknąć i pozwiedzać na własną rękę. - odezwałem się blisko ucha swojego partnera, by tylko on mnie słyszał akurat w takim głośnym miejscu. Zdarzało się, że współczuł tym, który słyszą myśli innych, gdyż w ich głowach oprócz swoich myśli mają tyle obcych. Oszaleć można, ale też poznać sekrety, których nigdy byś nie poznał.
Dmuchnąłem w ucho chłopaka, po czym przyciągnąłem go do siebie, by choć przez chwile zdobyć jego minę ekscytacji, podniecenia i zachwytu tym miejsce. Było to doprawdy magiczne, przez ten wieczór może uda mi się zwrócić swoją uwagę na kogoś innego niż na siebie. Może to sprawi, iż będę wolny.

Orion?

28 sie 2023

Lennie CD Shu⭐zo

Kłopoty – zdecydowanie za często je miewaliśmy. Nawet teraz nie potrafiłem ich wszystkich sobie przypomnieć, ale nie zapomniałem, jak chcieli pociąć Shuzo, tylko dlatego, że potrafił się zamieniać w pieska. Ludzie są chorzy, a jeśli mieliśmy wieść spokojne życie i wychować syna, musieliśmy się za bardzo nie wychylać. Im ludzie mniej wiedzą, tym lepiej śpią. Jeszcze zaczną szukać biologicznego powodu, dla którego mój mąż urodził dziecko, a podejrzewałem, że już miał dość szpitalnych miejsc, śmierdzących środkami odkażającymi. 
- Wyciągniesz go, prawda? – zapytał po raz enty czarnowłosy. Posłałem mu niepewny, ale szczery uśmiech.
- Postaram się – ucałowałem go w czoło. – Tylko nie tutaj – dodałem i skierowałem się do wyjścia z namiotu. 
- Idę z tobą. Musze mieć pewność, że nic nie wykombinujesz – odparł, zabierając ze sobą bluzę. Cicho się zaśmiałem i przepuściłem go w wejściu.
- Nie ufasz mi? – zapytałem, udając smutnego. Przecież musiał ufać swojemu partnerowi, inaczej gdzie miała się podziać wierność?
- Tobie ufam, ale nie rozumiem jak działa twój kapelusz i nie ufam Gabe’owi – przyznał, zakładając cieplejsze ubranie i się zapinając. Pogoda rzeczywiście nie była najprzyjemniejsza. 
- Obronisz mnie przed nim? – zapytałem zaczepnie, idąc za chłopakiem i nachylając się nad jego karkiem. Pomachał mi ręką przed twarzą, jakby odganiał wredne muchy. 
- W przeciwieństwie do ciebie, mi raczej krzywdy nie zrobi – wyjaśnił, po czym nałożyłem kapelusz na głowie, ponieważ cały czas trzymałem go w rękach, mając wrażenie, że jeśli go przechylę, mężczyzna wypadnie z niego niczym masa tortowa z miski. 
- Pewnie tak, już kilka razy się z nim spotkałeś – odparłem trochę ciszej, przez co spotkałem się z jego niezadowolonym spojrzeniem. 
- Wcale się z nim nie spotykałem! To on do mnie przyłaził – wyjaśnił.
- Nie mogłeś mu kazać się odwalić? – podniosłem lekko głos, on również.
- On jest bardziej tępy niż ty! – lekko go szturchnąłem w bok, ale nie odpowiedziałem. Przez moment szliśmy w ciszy. Kierowaliśmy się w stronę jego przyczepy, by wyciągnąć go w jego lokum, nie narażając się na zbędnych gapiów, oraz, w miarę możliwości, wyjaśnić mu, że to, co się wydarzyło, wcale nie miało miejsca, a on sobie to przyśnił; przynajmniej miałem taką nadzieję, że tak to rozwiążemy. – Przepraszam – odezwał się po dłuższej chwili Shuzo. Podszedłem do niego bliżej i objąłem ramieniem.
- Nie ważne już. Wiem, że mnie z nim nie zdradzisz, ale denerwuje mnie ten typ – westchnąłem zmęczony.
- Nie słyszałeś powiedzenia, żeby nie trącać gniazda os, bo pokują? – skinąłem głową, ale nie zrozumiałem go. – Dajmy mu czas, w końcu się musi znudzić – niechętnie przystanąłem na tą propozycję. 
- Brak mi cierpliwości, ale się postaram  - Shuzo lekko się uśmiechnął. Atmosfera między nami się uspokoiła, a my wkroczyliśmy do pustej przyczepy osiłka bez dalszych kłótni. Przez chwilę obserwowaliśmy jego lokum, wypełnione hantlami, ciężarkami, sprzętem do ćwiczenia oraz pucharami. Koleś musiał mieć przez nie bardzo wysokie ego. Gdyby nie to, że w kącie stała gitara, sądziłbym, że jest nudniejszy, niż się wydawało. 
- Wyciągaj go i znikamy stąd – ponaglił mnie chłopak. Zdjąłem kapelusz i położyłem go na ziemi. Nim wsadziłem rękę do jego wnętrza, czułem, że zaczynałem się trząść. Nigdy nie schowałem do środka człowieka, więc nigdy tez takowego nie wyciągnąłem. Czy jest to możliwe? Ale skoro mogłem go tam wsadzić, to powinienem móc go wyciągnąć, prawda? A jeśli nie?
Wsadziłem rękę do środka i zacząłem w nim grzebać. Myślałem o siłaczu, ale z kapelusza wyciągałem tylko przypadkowe rzeczy. Na mojej twarzy namalowała się niepewność, a na twarzy Shuzo strach. Gdy za piątym razem wyciągnąłem talię do gier, chłopak wykrzyczał swój stres.
- Nie mogę go znaleźć – przyznałem. – Wystarczy, że o czymś pomyślę, ale on, jakby zniknął – zacząłem się tłumaczyć. Dalej wyciągałem z kapelusza różne rzeczy: małą łopatkę, packę na muchy, kalkulator, ale nie było śladu po mężczyźnie.
- Co my teraz zrobimy – jęczał chłopak. – Po jaką cholerę go tam wsadzałeś?! – zaczął mnie obwiniać o całą sytuację. Nie dziwiłem mu się, zrobiłem to pod przypływem emocji i nie pomyślałem o konsekwencjach. – Na pewno się domyślą, że to my – podszedłem do chłopaka i go przytuliłem, aby go uspokoić, ale ten tylko się wyrywał. Nie potrzebował wsparcia, potrzebował, abym wyciągnął osiłka z kapelusza. 
- Przestań krzyczeć, bo zaraz ktoś przyjdzie – zakryłem mu usta ręką. – Zaraz coś wymyślę, poczekaj.
I rzeczywiście to zrobiłem. Pomysł był niemożliwie głupi i bezsensowny, ale… czy miałem inny wybór, niż wejście do kapelusza i znalezienie osiłka?

<Shu?>

24 sie 2023

Orion CD Cherubin

Imprezy, festyny czy jakiekolwiek inne wydarzenia tego typu, z różnorakich okazji albo nawet bez okazji - zawsze mnie przyciągały. Nie uważam się, że jakąś niebywałą duszę towarzystwa, aczkolwiek potrafię skutecznie nie podpierać ścian. Zawsze był to dla mnie moment, gdzie zdarzyło mi się kogoś poznać. Do tego zapomnieć na chwilę o codziennych problemach i po prostu wyluzować. Nie, żebym na co dzień był jakoś mega spięty, ale więcej na głowie mam na pewno. Stąd też nie widzi mi się życie samą pracą i stąd też cieszyłem się jak dziecko na to właśnie wyjście. Największe odludki oczywiście zostały w cyrku, ale cała reszta śmiem twierdzić, że już dawno baluje na miejscu. Ja sam myślami też już tam byłem, pomimo tego, że ledwo opuściliśmy teren cyrku razem z Cherubinem.
- Dobrze wiedzieć. - odparłem mimowolnie, a mój wzrok już uciekał ku górze. Na niebie zaczynały się pojawiać pierwsze gwiazdy. Miałbym coś takiego zignorować? Później nie będę miał czasu na oglądanie. - Poza tym cieszę się, że już się lepiej czujesz. - zmieniłem temat przy okazji i spojrzałem na niego. Chłopak od razu skinął głową.
- Zdecydowanie. Nie musisz się już tak tym przejmować. - zapewnił z lekkim uśmiechem i splatając przy okazji ręce za plecami. Ten strój dodatkowo sprawiał, że każdy jego gest stawał się o wiele bardziej uroczy, niż mógłby być normalnie. W tej chwili też mogłem się przekonać, że Layli naprawdę dobrze zna się na swojej robocie. Choć i bez tego Cherubin w moich oczach miał to coś.
- Heh, nie będę. - oznajmiłem najpierw, ale czy wierzyłem mu w stu procentach w tej sprawie? Nie do końca. - Ale wiesz... Jakby co, to mów śmiało. Możemy w każdej chwili wrócić przecież. - dodałem, by potem czasem nie doszło do jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. Też nie chciałem, żeby się męczył podczas tego wyjścia, ale finalnie zrobi sam, to co uważa za właściwe.
- Jasne. Tak zrobię. - odparł krótko bez przekonania, ale już wolałem nie ciągnąć tematu. Zdałem się na los w tej sprawie, ale za to objąłem Cherubina ręką. Chciałem go mieć bliżej siebie, a jemu samemu ewidentnie to nie przeszkadzało.

***

To, co zobaczyłem, zdecydowanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Muszę się przyznać, że nie brałem jeszcze udziału w imprezie zorganizowanej z takim przytupem. Ludzi też było o wiele więcej, niż przypuszczałem, atrakcji tak samo, a wszystko skumulowane na rynku i w jego najbliższej okolicy.
- Heh, to na pewno nie będziemy się nudzić. - oznajmiłem rozbawiony, gdy tylko przeleciałem listę atrakcji z jakiegoś plakatu, promującego to wydarzenie. Przyznaję, że mogłem wcześniej się tym zainteresować, ale lepiej późno niż wcale. - Ty, mają tu nawet zamek? - zauważyłem zaskoczony, widząc go w jednej pozycji na liście i bardziej nachyliłem się do plakatu. Czym mnie jeszcze zaskoczą?
- Skąd ty się niby urwałeś? - spytał z rozbawionym tonem. - Tam są też tańce. Na rynku za to występy, stragany i inne takie. - wyjaśnił, stojąc obok mnie.
- Nie chodzę tu za często. - odparłem, znowu się prostując i automatycznie obejmując Cherubina ramieniem. - Najdalej, to ja wesoło hasam na pocztę i z powrotem. Czasem może zajrzę do biblioteki, ale i tak, to zupełnie gdzie indziej.
- Okej, rozumiem. - odparł z uśmiechem. - Wybrnąłeś. - przyznał, co naprawdę mnie ucieszyło. Ogólnie miałem wrażenie, że od mniej więcej godziny ciągle się szczerzyłem, jak głupi do sera.
- To co? Zobaczymy, co tutaj jest i później najwyżej przejdziemy się na ten zamek. - odparłem finalnie, nie chcąc już stać w miejscu. Cherubin praktycznie od razu mi przytaknął, kiwając głową. - Swoją drogą, ciekawe, czy udałoby się coś pozwiedzać w tym zamku. - zagadałem, gdy poprowadziłem nas już bliżej wszelkich atrakcji.

(Cherubin~?)

Shu⭐zo CD Lennie

W pierwszej chwili kompletnie mnie zmroziło i po prostu wpatrywałem się w Lenniego. Dopiero jego wyznanie przywołało mnie do porządku.
- Moim też. - wyrzuciłem to z siebie w końcu, po dłuższej chwili patrzenia na męża. Poczułem, jak ogromny głaz właśnie spada mi z serca. Emocje też wzięły górę i łzy napłynęły mi do oczu. Automatycznie czując to, od razu wyciągnąłem ręce w jego stronę. Potrzebowałem w tej sekundzie ogromnego tulaka. Lennie zresztą już bardzo dobrze to wiedział, praktycznie od razu podchodząc do mnie. Momentalnie wczepiłem w niego ręce, wtulając się najmocniej, jak tylko potrafiłem.
- Nie mówiłem nic, bo bałem się, że coś się może stać. - wytłumaczyłem otwarcie. - Że... Że się pobijecie albo coś. - dodałem, ocierając policzek o rękaw Lenniego. W odpowiedzi usłyszałem śmiech.
- Miałbym się bić z takim wielkoludem? W ogóle miałbym się bić o ciebie? Co ty wygadujesz? - spytał, nie przestając się śmiać. Od razu odechciało mi się płakać. Zamiast tego odsunąłem się trochę, by spojrzeć mu prosto w twarz, mimo wszystko dalej się przy tym do niego przytulając.
- Jak to co?
- Szkoda zachodu. Nie jestem samobójcą. Poobijany też nie chciałbym chodzić. - spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. Wtedy już pokiwałem głową. Mimo wszystko miał w tym trochę racji. Bicie się jest najgorszym, do czego mogłoby dojść.
- Okej, może poniosła mnie trochę wyobraźnia. - przyznałem, kładąc po sobie uszy i spuszczając wzrok. Trochę głupio mi się zrobiło, że w ogóle byłem w stanie tak pomyśleć. Lennie przecież taki nie jest...
- Chociaż nie próbowałem. Może akurat by mi się udało? - zaczął spekulować.
- Poważnie? - podniosłem na niego wzrok.
- Na pewno bym go bez problemu sprał, gdyby był moich rozmiarów. - odparł dumnie, naśladując w tym momencie Gabe'a i prężąc przede mną swój biceps. Od razu westchnąłem dosyć zażenowany i pokiwałem głową, byleby tylko już przestał. Nigdy w porę nie wyłapuje, kiedy zaczyna się ze mną droczyć. - Wtedy mógłbym mu pokazać, kto tu rządzi. - oznajmił, wręcz bardziej się prostując, co już wyprowadziło mnie z równowagi.
- Zaraz to ja ci pokażę, kto tu rządzi i będziesz spać na zewnątrz. - odparłem poirytowany, z założonymi rękami na klatce piersiowej. Dodatkowo prychnąłem, unosząc głowę i odwracając się od niego, gdy tylko chciał mnie znowu przytulić.
- Shu, przecież żartuje. - odparł, chcąc brzmieć spokojnie, ale bardzo dobrze dało się wyłapać, jak bardzo chciało mu się śmiać w tym momencie. Mimo wszystko przytulił mnie od tyłu, całując delikatnie w policzek.
- Nie będziesz się z nikim bić. - powtórzyłem dla świętego spokoju, żeby wszystko było jasne w tej sprawie. - Masz zakaz, jasne? - kątem oka spojrzałem w jego stronę, czekając na odpowiedź.
- Dobrze, kochanie. Nigdy tak nie zrobię, obiecuję. - oznajmił, odwracając mnie wtedy w swoją stronę i czule mnie całując. Na tym pewnie skończyłby się ten temat. Yuki był pod opieką Robina, dlatego my moglibyśmy się skupić na spokojnych chwilach tylko we dwoje. Niestety był jeszcze jeden mały problem.
- Lennie... - odsunąłem się trochę, przerywając nasz dłużący się pocałunek, jednocześnie opierając dłonie na jego klatce piersiowej. - Ale ty dasz radę go wyciągnąć z powrotem, prawda? - spytałem dla pewności. W tym momencie też obaj spojrzeliśmy na leżący na ziemi kapelusz. Nie ruszał się, ani nic. Sam nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Do tej pory też do końca nie rozumiałem działania tego kapelusza. Sam wyciągnąłem z niego paskudnego węża. Gdy tylko to sobie przypominam, aż ciarki mnie przechodzą. Lennie milczał przez dłuższą chwilę. Sam w końcu spragniony odpowiedzi, spojrzałem na niego i lekko go sztuchnąłem.
- Wiesz... - odchrząknął. - Na pewno. - odparł z lekkim uśmiechem, już przenosząc na mnie wzrok. - Nie przejmuj się. Sytuacja jest pod kontrolą. - powiedział, ale ja za to widziałem, co innego. Szczególnie jego spojrzenie zdradzało tę iskierkę niepewności, która w nim tkwiła i była powodem chwilowego zamyślenia.
- Nie może zostać w twoim kapeluszu. - oznajmiłem, lekko poddenerwowany. - Jeszcze ktoś go zacznie szukać, a wszyscy dobrze wiedzą, że często tu chodzi. Możemy mieć kłopoty...

(Lennie~? )

21 sie 2023

Ozyrys CD Doll

Dużo się działo, powiedziałbym, ze nawet za dużo, jak dla takiego małego chłopca. Małego… czy gdy go nie poznałem, nie był mniejszy? Coś mi się kojarzyło, że gdy pierwszy raz chciał ze mną spać jego nogi były krótsze od moich o ponad połowę, a teraz wyglądały na dłuższe. Może od tego nadmiaru wrażeń zaczynałem mieć zwidy? W każdym razie widziałem, jak chłopak się zmienia. Był pewny siebie, odważny i silny, przynajmniej takie dawał wrażenie na pierwszy rzut oka. Dzisiaj się dowiedziałem, że trzymał w sobie ogrom emocji, które musiał wypuścić na zewnątrz.
- Oz, ty nie umrzesz, prawda? – słysząc to ciche pytanie z jego strony, na moment zabrakło mi śliny w gardle. Czy umrę? Nie miałem takiego zamiaru, chociaż przyznam, że kiedyś uważałem śmierć za błogosławieństwo, które zabrałoby mnie z ego piekielnego świata. Teraz jednak nie mogłem opuścić tego małego chłopca. Chociaż nie wiedziałem ile okropieństw musiał przejść, wiedziałem, że nie chciałem, aby jego historia skończyła się jak moja.
- Nigdy – powiedziałem pewnie. – Nie mam zamiaru cię opuszczać – po tych słowach znowu go objąłem. Był taki zimny i w jakiś sposób mnie to koiło. – I nie zamierzam ciebie im oddać – dodałem jeszcze, chowając twarz w jego włosach. Nie mam pojęcia kto się bardziej czuł bezpiecznie, ale chyba oboje tak na siebie działaliśmy.

Następnego dnia obudził nas policjant, mówiąc, że musimy z kimś porozmawiać. Gdy zjawiliśmy się w tym samym pomieszczeniu co wczoraj, poznaliśmy policjanta zajmującego się handlem ludźmi. Był to starszy mężczyzna o siwych włosach i lekkim zaroście, ale bystrych i silnych oczach. Omiótł nas spojrzeniem i wyjaśnił, że musimy złożyć zeznania, ale pojedynczo. Najpierw poprosił mnie. Miałem co do tego obiekcje, w końcu już raz trafiłem na fałszywych policjantów i okazali się być oni bardzo przekonujący. Jednak czy teraz mieliśmy jakiś wybór? W dawniejszych latach nie miałem dobrej opinii o mundurowych i w dalszym ciągu się to nie zmieniło. Wiedziałem jednak, że nie cierpieli, kiedy ktoś nie wykonywał rozkazów.
- Opowiedz mi po kolei, od momentu, w którym pojawił się chłopiec – powiedział, gdy włączył nagrywanie. Przez chwilę milczałem, próbując sobie przypomnieć ten dzień. Nie miałem z tym problemów, bardzo dokładnie pamiętałem, jak wrócić do namiotu i zastałem w łóżku białowłosego dzieciaka, którym miałem się zająć. Nie sądziłem, że ktoś taki delikatny mógłby mieć takie problemy; jakbym zapomniał o własnej historii.
Nie mam pojęcia ile tam siedziałem, ale pośladki zaczynały mi drętwieć od tego niewygodnego, twardego krzesła. Gdy w końcu pozwolił mi wstać, zrobiłem to szybko i z przykrością stwierdziłem, że teraz z chęcią bym rozmasował cztery litery. Wyszedłem na zewnątrz, gdzie stał Doll. Spojrzał na mnie spokojnymi, aczkolwiek niepewnymi oczami, aż w końcu policjant zabrał go za drzwi. Przez moment stałem bez ruchu, zastanawiając się, ile im to potrwa, aż nagle usłyszałem głos policjanta. Rozejrzałem się i dostrzegłem szybę. Za nią widziałem policjanta oraz Dolla, a to, co mówili, wychodziło przez głośniki w tym niedużym pomieszczeniu. Dopiero teraz zrozumiałem, że było to lustro weneckie, dzięki któremu mogłem obserwować chłopca i usłyszeć jego historie.
Policjant przesłuchiwał Dolla o wiele dłużej niż mnie, w końcu chłopiec miał więcej do powiedzenia. To on był prześladowany, to jego szukali i to on znajdował się w niebezpieczeństwie. Myśl, że gdy tylko przekroczymy próg tego budynku, ktoś nas napadnie i mi go zabierze sprawiała, że czułem się mały i słaby. Jak mogłem walczyć z takimi ludźmi? Gdy w końcu wypuścili chłopca i mnie do cyrku twierdząc, że teren został już przeczesany, zabezpieczony i będziemy pod obserwacją, poczułem się minimalnie lepiej. Zostaliśmy eskortowani do domu policyjnym radiowozem, w którym siedzieliśmy obok siebie. Poczułem deja vu, gdy mijaliśmy wczoraj poznaną przez nas stację paliw. Chłopiec mocniej ścisnął moją dłoń, gdy oboje przyglądaliśmy się miejscu, w których uciekliśmy z samochodu. Przypominając sobie wszystko, zdałem sobie sprawę, że nie tylko ja władałem żywiołem, ale chłopiec również. I skoro wtedy sobie poradziliśmy, mogliśmy sobie poradzić później. Ta myśl podniosła mnie na duchu, więc uśmiechnąłem się do niego.

Cyrk z pozoru się nie zmienił, wiedziałem jednak, że praktycznie już wszyscy wiedzieli o wczorajszym zajściu. Nie znali szczegółów, ale to starczyło, aby spoglądali na nas z zaciekawieniem. Na obrzeżach cyrku widziałem dwóch czy trzech policjantów, a występy zostały przerwane w tym tygodniu. Pik szybko zawitał do naszego namiotu, by przedyskutować najważniejsze rzeczy, a gdy uzgodniliśmy, że oboje będziemy kontynuować treningi, jakby się nic nie stało i damy działać policji (to znaczy, że wszystko co podejrzane mieliśmy zgłaszać), mogliśmy zrobić sobie do końca tego dnia wolne. Pierwsze jednak co zrobiliśmy, to przebraliśmy się w świeże ubrania i zjedliśmy śniadanie na stołówce.
- Po tym wszystkim dzień wolny wydaje się nierealny – przyznał Doll gdy wracaliśmy do namiotu. Zgodziłem się z nim. – Ale cieszę się, że go mamy.
- Co chciałbyś w takim razie porobić? – zapytałem, chcąc sprawić, aby ten dzień wydał się jak najbardziej normalny, aby chłopiec chodź na chwile zapomniał o otaczającym go świecie, w którym był uciekinierem. To, że ktoś chciał sobie z niego zrobić niewolnika było okropne, ale gorszym było prześladowanie tego malca, kiedy udało mu się już wyjść na wolność. – Byłeś kiedyś w wesołym miasteczku? Wiem, że tutaj pracownicy i cyrkowcy mają darmowe wejścia na niektóre atrakcje – przyznałem z lekkim uśmiechem. 

<Doll?>

20 sie 2023

Lennie CD Shu⭐zo

Kiedyś, jeszcze nim poznałem Shuzo, miałam okropne sny, przez które się nie wysypiałem. Walące mi się na głowę budynki, szukanie schronienia przed niebezpiecznymi zwierzętami, czasami dziwne przerażające postacie o niezidentyfikowanych kształtach, chcące mojej długiej i bolesnej śmierci – to tylko niewielka część tego, co mój umysł potrafił wykreować. Często miałem za sobą nieprzespane noce, które były powodem mojej złości i roztargnienia. Potem gdy obok mnie pojawiła się taka osoba jak czarnowłosy, czasami blondyn, z dwoma osobami w jednym ciele, polepszyło mi się. Koszmary zniknęły, pojawiały się o wiele rzadziej, co pozwoliło mi na lepszy sen, a co za tym idzie – lepsze samopoczucie i życie. Ćwiczenia były prostsze, występy bardziej spektakularne, a ja nie byłem już tak zmęczony i podirytowany każdą najmniejszą błahostką. Mogłem swobodnie żyć.
Przynajmniej przez jakiś czas. Gdy na świat przyszło małe dziecko, znowu borykałem się z brakiem snu. Wstawaliśmy do małego na zmianę, a jednak to wystarczało, abym odczuwał poranne zmęczenie. Mówię o tym, ponieważ od tego wszystko mi nawróciło. Koszmary ponownie odwiedziły mój umysł, z tą różnicą, że nie zrywałem się w środku nocy z krzykiem, ponieważ znałem przebieg tych snów. Zamiast tego po prostu co jakiś czas budziłem się z głębokiego snu, by leżeć obok męża z zamkniętymi oczami i czekać albo na sen, albo na świt.
Było lepiej, niż kiedyś. Nie pałałem złością do każdego i wszystkiego, ale moja koncentracja osłabła. Moje własne sztuczki zaczynały mnie nudzić i nie miałem pojęcia jak mam zaciekawić widownie. Moja głowa nie rodziła żadnych pomysłów, a ja przestałem czerpać przyjemność z prób. W końcu zamiast na próby, zaczynałem odwiedzać miasto albo spacerowałem po lesie, w nadziei, że spokój jakoś mi pomoże.
Jednak spokoju nie było. Cały czas ten osiłek krążył wokół czarnowłosego. Shuzo zapewnił mnie, że nie mam się o co martwić, ale im częściej widziałem siłacza, tym łatwiej się denerwowałem, a im częściej byłem wkurzony, tym rzadziej pojawiałem się na próbach.
Nie okłamywałem Shuzo, że opuszczałem teren cyrku, w końcu każdy, kogo by spotkał przyznałby, że zniknąłem, nie oznaczało to jednak, że nie miałem problemów. Czarnowłosemu z czasem przestało się to podobać, więc zacząłem brać ze sobą syna, aby go trochę odciążyć, ale nie o to chodziło. W końcu zapytał mnie, co się ze mną dzieje, ale ja nie potrafiłem odpowiedzieć.
I w tym momencie do naszego namiotu wszedł ten znienawidzony przeze mnie osiłek. Gdy zobaczył nas razem siedzących obok siebie na skraju łóżka, ja trzymający głowę na rękach, a Shuzo mnie obejmujący, przystanął i na moment wyglądał na skołowanego, ale szybko wyciągnął przed siebie kolorowy strój.
- Smiley prosi, żeby zaszyć – uśmiechnął się do Shuzo.
- Nie mogła ona go przynieść? – zapytałem ostro. Osiłek wzruszył ramionami.
- Chciałem być pomocny – przekręciłem oczami, a Shuzo wstał, aby wziąć od mężczyzny strój. Gdy widziałem, jak większy subtelnie dotyka dłoni mojego męża i perfidnie patrzy mu się w oczy, by po chwili spojrzeć na mnie z chamskim uśmieszkiem, dając mi do zrozumienia, że nie jestem dla niego żadna przeszkodą, nie wytrzymałem.
Bądźmy szczerzy, ale nie miałem szans z tym kolosem. Jego biceps był wielkości mojej głowy, więc nie zamierzałem z nim walczyć. Pozbyłem się go jednak w inny sposób.
- Gabe, chcesz zobaczyć świetną sztuczkę? – zapytałem. Koleś spojrzał na mnie z lekka zdziwiony, ale zaraz podszedł do mnie i stanął naprzeciwko. Zadarłem głowę do góry, miałem wrażenie, jakbym stał pod jakimś ogromnym posągiem. Jestem pewny, że dla zrobienia lepszego efektu (na moim mężu) napiął jeszcze mięśnie.
- Jaki czarodziejko? – naprawdę go nie lubiłem i coraz bardziej działał mi na nerwy.
- Spodoba ci się – zdjąłem z siebie kapelusz. – Mogę ci go nałożyć? – Gabe się zaśmiał, ale się zgodził.
Prawdę mówią, że silni bywają bardzo głupi.
Tłumaczyłem, jak działa mój kapelusz; myślę i wyciągam. A jak to działa w drugą stronę? Tak samo. Myślę i wsadzam, a to znika. Nie ma wyjątków, dlatego gdy wsadziłem na głowę Gabe’a mój kapelusz, który swoją drogą był na niego za mały, szybkim ruchem wciągnąłem olbrzyma do środka, przesuwając kapelusz w dół, aż zniknął po same stopy. 
- On był moim problemem – przyznałem w końcu.

<Shu? Na chwilę pozbyliśmy się go>

9 lip 2023

Doll CD Ozyrys

Chwyciłem Ozyrys’a za rękę i pociągnąłem go za sobą. Opuściliśmy czym prędzej stację paliwową, minęliśmy w biegu kilka sklepów i zatrzymaliśmy się dopiero na przystanku autobusowym. Nie miałem pojęcia, dokąd prowadzę Oz’a. Wiedziałem tylko, że muszę go stamtąd zabrać. Szybko. Jak najdalej. Gdzieś, gdzie będzie bezpieczny. Gdzie obaj będziemy bezpieczni.
Niewiele myśląc, wsiadłem z magikiem do nocnego autobusu. Gdy usiedliśmy na końcu, uczepiłem się kurczowo ramienia Ozyrys’a, próbując uspokoić oddech.
— Już dobrze. Zgubiliśmy ich — powiedział chłopak, powoli gładząc moje posklejane błotem włosy.
Przejechaliśmy w ciszy kilka kolejnych przystanków. Zacząłem się zastanawiać nad wspólną ucieczką. Przez chwilę widziałem nas zatrzymujących się w motelach na jedną noc, znikających nad ranem i jeżdżących po całym świecie. Szybo jednak odrzuciłem tą nierealną myśl. To ja musiałem uciekać. Ozyrys miał tu całe swoje życie. Nie musiał z niego rezygnować tylko dlatego, że poznał pechowego dzieciaka.
Spuściłem wzrok na swoje dłonie i pociągnąłem cicho nosem. Naraziłem Ozyrys’a na niebezpieczeństwo. Naraziłem wszystkich. Czy moja wolność faktycznie była aż tak cenna, żeby płacić za nią życiem tak wielu ludzi? Mogłem tam zostać. Mogłem dalej być posłuszny. Mogłem dalej być zabawką, którą się urodziłem. Gdyby nie ja, Ozyrys spałby teraz w swoim łóżku. Bezpieczny i spokojny.
— Wszystko w porządku? — magik uniósł mój podbródek i spojrzał na moją twarz. Nie byłem już w stanie utrzymywać na niej maski opanowanego gościa i zwyczajnie wybuchłem płaczem. Ryczałem jak małe dziecko i nie potrafiłem przestać.
Oz wciągnął mnie na kolana i ukrył w swoich objęciach. Dalej płakałem, mocząc jego koszulę swoimi łzami. Moim ciałem wstrząsały dreszcze, krztusiłem się i zacząłem mieć problemy ze złapaniem oddechu. Magik ukrył broń w kieszeni swojego płaszcza i zaczął gładzić mnie po włosach i plecach. Nie zasługiwałem na to – na jego uściski, ciepłe dłonie, spokojny ton głosu. Już dwa razy grożono mu śmiercią. Z mojego powodu.
— Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam — powtarzałem przez łzy. Ozyrys natomiast siedział nieruchomo, nie wiedząc, jak ma zareagować. Po chwili przytulił mnie trochę mocniej.
Trwaliśmy tak do momentu aż zobaczyliśmy w oddali budynek policji. Magik wstał ze mną na rękach i wysiadł z autobusu. Wtuliłem mokry od łez policzek w jego ciepłą szyję. Uczepiłem się ubrań Ozyrys'a i bacznie obserwowałem świat za jego plecami. Nie miałem pojęcia, co wydarzyło się na terenie cyrku i w radiowozie. Ale jeśli ktokolwiek tknie Oz'a, zrobię co w mojej mocy, by to powtórzyć.

Na miejscu zastaliśmy znudzonego życiem policjanta. Powiedzieliśmy mu, co się wydarzyło, omijając oczywiście część, w której ja zamrażam jednego funkcjonariusza, a Ozyrys rozwala drugiego. Nie musiał o tym wiedzieć. Lepsza była słodka niewiedza, której mu zazdrościliśmy.
— Na waszym miejscu nie wracałbym tam dzisiaj. Wyślę kogoś innego, żeby znalazł tamtych policjantów i kogoś do patrolowania cyrku. Faceta od handlu ludźmi obecnie nie ma, ale dam mu znać, żeby pojawił się jutro rano. Tymczasem możecie się przespać tutaj — powiedział, po czym wręczył nam klucze do jednej z cel
— Prysznice są na dole — dodał funkcjonariusz, wyjmując z szafki uniform dla więźnia o małym rozmiarze. Podziękowałem mu skinieniem głowy i skierowałem się z Ozyrys'em do schodów.
Na dole zdjąłem z siebie brudne ubranie i wszedłem pod prysznic. Kiedy zmywałem z siebie błoto, Oz stał na czatach, odwrócony do mnie plecami. Spojrzałem na jego ognistą czuprynę, zastanawiając się, czy będę mógł z nim zostać. Czy Oz nie miałby nic przeciwko?

Kiedy skończyłem, przebrałem się i wziąłem magika za rękę. Ozyrys ścisnął lekko moją dłoń, po czym zaprowadził mnie do celi oddalonej od pozostałych. Otworzył drzwi, a następnie zamknął je za nami.
— Jestem kryminalistą — mruknąłem, chwytając kraty. Oz uśmiechnął się pod nosem.
— W takim razie ja jestem twoim partnerem w zbrodni — odparł żartobliwie. Uniosłem na niego wzrok, po czym przytuliłem się do magika.
— Chodźmy już spać. To był długi dzień. Bardzo długi — powiedział, biorąc mnie na ręce. Następnie Ozyrys zgasił światło i położył mnie na jednym łóżku, a sam zajął drugie.
Długo wpatrywałem się w magika, niepewny, czy powinienem podejść. W końcu jednak zakradłem się do jego posłania i dotknąłem policzka magika.
— C-Coś się stało? — zapytał rozbudzony.
— Oz, mogę spać z tobą? — zapytałem cicho zawstydzony. Ozyrys przez chwilę przetwarzał tą informację. Ostatecznie się zgodził.
Magik przysunął się bliżej ściany, robiąc mi miejsce. Wsunąłem się pod kołdrę i przylgnąłem do jego piersi. Była przyjemnie ciepła.
— Nie bój się. Jestem z tobą — powiedział Oz. Palcami przeczesał moje mokre włosy.
— Mówiłeś…, że lubisz sztuczki magiczne — dodał niepewnie po chwili. Następnie wyciągnął przed siebie dłoń.
— Wciąż niewiele potrafię — powiedział zawstydzony, zapalając mały płomień, który stopniowo zaczął się zwiększać, by następnie przybrać kształt królika. Wyciągnąłem do niego dłonie, wciąż wtulony w Ozyrys'a. Zwierzak obwąchał moje palce, po czym delikatnie musnął je pyszczkiem. Następnie przebiegł się po pokoju, by na koniec z sykiem wylądować w umywalce.
Obróciłem się przodem do magika i zanurzyłem twarz w jego ubraniu, chłonąc zapach Ozyrys'a. Zapach ciepła i bezpieczeństwa.
— Oz — zacząłem nieśmiało po chwili — Ty nie umrzesz, prawda?

< Oz? >